poniedziałek, 30 stycznia 2012

Wierzę w Was

   Obiecałem Wam, że napiszę coś więcej o moich przemyśleniach, doświadczeniach, przeżyciach jakich doznałem będąc na tym weekendowym wyjeździe. W ośrodku rekolekcyjnym na górze Tabor. Wcześniej  nazwa tej góry nic dla mnie nie znaczyła. Wiedziałem,  że pochodzi od nazwy góry, na której doszło do przemienienia Jezusa Chrystusa. I tyle.

   Jadąc tam, nie wiedziałem, że i ja mogę przemienienia dostąpić. Chociaż lepszym określeniem będzie tutaj: wyzwolenia. Bardzo trudno jest pisać o sprawach tak osobistych. Napiszę najprościej jak potrafię. Bez słów górnolotnych. Podzielę się moimi wrażeniami w kilku postach. Na ten dzisiejszy biorę na warsztat moją rozmowę z osobą duchowną.

   Ja tak naprawdę, to spowiadałem się szczerze chyba przed moją pierwszą komunią, Wtedy byłem naładowany wiedzą z katechezy, z otoczenia, że każdy w moim wieku musi do komunii przystąpić. I ja to na swój sposób przeżywałem. Martwiłem się, jak ja mogę wyznać księdzu takie straszne rzeczy jak to, że kłamałem, przeklinałem, opuszczałem mszę. No ale wymieniłem te moje postępki przed konfesjonałem. I co się stało? A nic. Ksiądz puknął w drewienko, odpuścił mi te moje "wielkie" grzechy i było po wszystkim. Pomyślałem sobie wtedy: jakie to proste. Zrobisz coś złego, zgrzeszysz, to wystarczy to wyznać księdzu, on  puknie w drewienko i jesteś wolny. Oczyszczony. I dalej rób swoje. Grzechy popełniaj. Przecież to takie proste. Ty zgrzeszysz, opowiesz o tym nie całkiem szczerze, ale otrzymasz pozwolenie na bycie w "rodzinie" dobrych ludzi. Ludzi, którzy chodzą do kościoła co niedziela. Prowadzają nawet tam swoje dzieci. I jedyne co dzieci z tego wynoszą, to to, że trzeba udawać. Bo tak jest dobrze, tak jest bezpiecznie. Uczą się tego od swoich rodziców, którzy nauczyli się tego od swoich. Tak to się ciągnie, tak przebiega. Tak sobie wtedy myślałem.

   Ja do kościoła nie chodzę od dawna. Odrzucało mnie w nim na przykład to, że chcę tam iść po pomoc duchową, a słyszę jakieś pierdoły o polityce. Wychodziłem natychmiast. Nie mogłem tego słuchać. I nigdy nie prowadziłem na siłę swoich córeczek na niedzielną mszę. Kiedyś wybiorą same.

   No ale do ad remu. Bałem się spotkania z osobą duchowną. Bałem się, bo nie wiedziałem co mam właściwie mu powiedzieć, jak zacząć. Wszedłem do pokoju, gdzie on na mnie czekał. Nie miałem pojęcia od czego zacząć. Przez moment nawet przebiegło mi przez myśl, co ja tutaj w ogóle robię?  I na wejściu usłyszałem pytanie: z czym do mnie przychodzisz?

   Wymiękłem. Powiedziałem mu o wszystkim. O tym, że piłem, że krzywdziłem najbliższych, że byłem złodziejem, że właściwie te wszystkie lata to życie w kłamstwie wobec siebie i innych. Wszystko z siebie wyrzuciłem.

   A potem zapytałem go. Powiedziałem tak: wiem, że może nie jestem na to gotowy, może te moje słowa to za mało. Nie liczyłem, że dostanę rozgrzeszenie. Chciałem tylko porady: co mam rozbić dalej? Prosiłem o pomoc.

   I dostałem ją. Usłyszałem słowo: uklęknij. Powiedział, że w imieniu Jezusa odpuszcza mi grzechy, że tak naprawdę Bóg, Jezus czekali na mnie kiedy sie do nich zwrócę o pomoc Bo byli ze mną zawsze. Tylko ja oddaliłem się od nich.

   Nie potrafię opisać co wtedy czułem. Nie znam takich słów, które by to wyraziły.

   Później, już po wszystkim było coś takiego jak "wesoły wieczór". Tańce, zabawa. Nie poszedłem na nie. Poszedłem w tym czasie do kaplicy. Było tam strasznie zimno. Klęczałem. Przemarzły mi kolana, nogi, cały przemarzłem. Ale prosiłem Boga, siłę większą ode mnie o jakiś znak. Że jestem na dobrej drodze. I dostałem ten znak. Dostałem go bardzo szybko.

  Jaki był ten znak, pozostawiam dla siebie. Nie napiszę o nim. Ale naprawdę był.

   Będę dalej prowadził bloga. Będę pisał. Ale jedno co najważniejsze chcę Wam teraz przekazać: jeśli macie problem z uzależnieniem od czegokolwiek, jeśli jesteście współuzależnionymi, to pamiętajcie o jednym: nie dacie rady bez zawierzenia Sile Większej. Nie pisze teraz o Bogu. Każdy go pojmuje inaczej. Ale wiem, że bez tego nie ma żadnych szans. Wiedziałem o tym wcześniej z literatury AA, z licznych przykładów, opowiadań. Ale to zawsze była dla mnie tylko teoria. Teraz sprawdziła się w praktyce.

   Ja nie piszę teraz, że już dałem radę. Że nigdy się już nie napiję. Nie o to chodzi. Ale wiem na sto procent, że bez tego oczyszczenia sznas nie miałbym żadnych.

  Wierzę w Was. Jestem z Wami.


4 komentarze:

  1. To budujące, że dostałeś znak od Boga.Wierze,że tak było. Ale badź ostrozny z tym uniesieniem. Często nietypowe miejsca, odosobnienie ,wywołują w nas nieznane nam odczucia, którym , obys nie przypisywał mocy, większej niz posiadają.O kazdego Boga i każdą wiare, trzeba bardzo dbać, żeby utrzymać w sobie tę siłe.A jak pisałeś, jestes raczej ateistą. Sama miałam momenty, ze myślałam, że Bóg mnie dotknął, ale wiem, też , że w obliczu różnych problemów, brakuje siły nawet by wierzyc.Zyczę abys zachował na zawsze tę moc, której zaczerpnąłes.

    OdpowiedzUsuń
  2. To wspaniele Salien :) Ja od jakiegos czsu tez WIERZE i to bardzo.
    Dbam o te wiare bo pomaga mi to przezyc codziennosc.
    Znaki, ze moj Bog jest ze mna otrzymuje bardzo czesto.
    A najpiekniejsze jest to, ze nie trzeba do tego zadnych specjalnych
    Mocy. Wystarczy wierzyc, zaufac i wsluchac sie w siebie.
    Oby to wszystko , co Cie tam spotkalo bylo z Toba i pomoglo Ci w utrzymaniu
    wiary i ... trzezwosci.
    Czego Ci najszczerzej zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Pana. Bardzo dziękuję za Pana pisanie. Ma Pan wielki dar. Poznał Pan siebie. Próbuje Pan pomagać innym. Wierzę, że dostał Pan znak. Takich znaków jest bez liku, tylko trzeba chcieć je wiedzieć. W tym sensie jest Pan bardzo bogatym człowiekiem.

    Napiszę o sobie. Mój mąż (alkoholik) zmarł. Nie dał rady walce z głodem alkoholowym. Dziś na wszystko patrzę z dystansu. Problemy rodziny alkoholowej są odległe ale i bardzo znajome. Jestem bardzo szczęśliwa. Pomimo bólu.

    Gratuluję Panu. Znalazł Pan sens życia. Jest Pan skromny i jednocześnie widzi Pan więcej niż większość ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przykre ale prawdziwe. Czasem śmierć alkoholika jest lepsza niż codzienne męki pod jednym dachem.

      Usuń