poniedziałek, 16 stycznia 2012

Drugi alkoholik

   Można bardzo wiele czytać, słuchać rad, przyswajać teorie. Wszystko to jest ważne, potrzebne i na pewno pomocne. Ale nigdy nie zastąpi doświadczenia, praktyki. Odnosi się to w mniejszym lub większym stopniu do wszelkich aspektów życia. Ale w szczególności i z pełną mocą ma to przełożenie na drogę do trzeźwości. 

   Na terapii wiele się nasłuchałem jak ważne jest, aby po jej zakończeniu nie zostać samemu. Aby jak najszybciej znaleźć grupę AA i uczestniczyć w mityngach, spotkaniach. Mieć kontakt z trzeźwymi alkoholikami. Wiedziałem o tym, zgadzałem się z tym, ale byłem zbyt pewny siebie, że mnie to nie dotyczy. Że to jest potrzebne innym. Bo ja przecież jestem po siedmiu tygodniach terapii, wiem już wszystko o mechanizmach uzależnienia i spokojnie dam sobie radę sam. Teraz wiem, że to nie była pewność siebie. Bo była to zwyczajna głupota i naiwność.

   Piszę o tym dlatego, aby przestrzec innych przed  powieleniem mojego błędu. Chociaż pewno i tak to zrobią, dopóki nie odczują tego na własnej skórze. Chociaż kto wie? Cuda przecież się ponoć zdarzają. Oby.

   Ja doświadczyłem właśnie jak wielką siłą w walce z moją chorobą jest kontakt z drugim alkoholikiem. Chodzę na grupę AA. Miałem szczęście trafić na naprawdę świetną. Są ponoć różne, lepsze, gorsze. Nie wiem. Nie mnie to oceniać. Oprócz grupy szukałem także pomocy w innych miejscach. I zawsze jest tak, że jak uczeń jest gotowy, to nauczyciel się znajdzie. Dawniej nie rozumiałem tego stwierdzenia. A właściwie nie tyle nie rozumiałem go, co nie wierzyłem w nie. Ale to naprawdę działa. Kiedyś nazwałbym to przypadkiem. Teraz nie. Niech będzie, że Siła Większa  tak pokierowała  moimi działaniami, że w sobotę znalazłem się na spotkaniu opłatkowym dla trzeźwiejących alkoholików. Był wynajęty cały lokal. Jechałem tam w ciemno. Nie znałem nikogo. Po prostu było mi pisane znaleźć się w tym miejscu i o tym czasie.

   W zakładce "O co tu chodzi" napisałem, że nie będę się na tym blogu rozpisywał o tym co było, o mojej sytuacji, użalał się nad sobą. I tak będzie. Napiszę teraz jedynie, że moim największym problemem na ten moment jest sytuacja finansowa, brak pracy. Piszę w tym miejscu o tym dlatego, że właśnie przed chwilą odebrałem telefon od jednego z alkoholików poznanych na tym spotkaniu. Mówi mi, że już nawiązał kontakty z trzema swoimi znajomymi. I są duże szanse na pracę dla mnie. Jutro z kolei mam spotkanie z innym poznanym tam kolegą, także w sprawie pracy. W środę jestem umówiony z następnym. Ten, który zadzwonił dzisiaj wieczorem powiedział parę zwyczajnych słów. Że będzie dobrze, żeby się nie załamywać, z wszystkim można sobie poradzić. Ile ja się nasłuchałem takich słów wcześniej. Puszczałem je mimo uszu. Takie tam gadanie. Wiedziałem, że mówili je do mnie różni ludzie, bo akurat coś takiego wypadało powiedzieć. A później szli w swoją stronę i nie przywiązywali żadnej wagi do tego co mi mówili. Przecież mają swoje życie i problemy. A ja? No cóż. Znają mnie niby, ale wiedzą swoje. Że spieprzyłem swe życie na własne życzenie. Tak jesteśmy odbierani przez "ludzi pełnych cnót". Wiem o tym. Nie mam złudzeń.

   Ale uwierzcie: te same słowa usłyszane od człowieka, który kilkanaście lat temu był w podobnej sytuacji jak ja teraz, to niesamowity kop emocjonalny. Gdy mówił mi, że popyta się i zadzwoni do mnie, to zrobił to. I tak samo zrobili inni poznani tam pijusy. Ja wiem, że jeszcze nic nie jest załatwione. Że sytuację nadal mam cholernie trudną. Ale wiem, że inni dali radę. Znam ich. Są namacalni. Żyją. I wiem, że gdybym się potknął, to i tak się ode mnie nie odwrócą. Bo sami także upadali.

   Czytajcie, słuchajcie, wchodźcie na fora, czaty. Nigdy to jednak nie zastąpi grupy i drugiego alkoholika obok Was.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz