wtorek, 24 stycznia 2012

Powodzenia!

   W poprzednich postach było trochę o polityce. Będzie i w następnych. Ale dla mnie najważniejsze są teraz relacje z moją żoną. Z córeczkami. Tym żyję. I na codzień dowiaduję się jak jest to trudne. Bo tyle razy zawodziłem. Pragnę ich zaufania. Uwierzenia. Wiary we mnie. Nic tak nie może pomóc człowiekowi na dnie jak właśnie wiara Najbliższych. Bez niej nic nie ma sensu. Nie chce się walczyć.

   Rozmawiałem dzisiaj z kolegą, który teraz mieszka w Niemczech. Też kiedyś stracił wszystko. Nie wiem jakim cudem znalazł namiary na mojego bloga. Wiem, że potrzebuje pomocy. Pomocy w niepiciu. I pomogę mu na ile będe mógł.

   Jeśli to czytasz Piotrek, to wiesz, że to o Tobie. Dasz radę. Wierzę w Ciebie. Zrobiłeś pierwszy i najważniejszy krok: przyznałeś się do swojej niemocy. Wiem, że sam nie dasz rady. Ale uwierz w to, że nie jesteś sam. Tylko pozwól sobie pomóc. I będzie dobrze.

   Ja długo wierzyłem w siebie. W swoją moc. W to, że dam radę sam. Nie dałem. I nie ma opcji, aby poradzić sobie z tym problemem samemu. To podstępna choroba. Są momenty, że wydaje się, że juz nad nią panujesz. Że masz wszystko pod kontrolą. To złudne nadzieje. Zawiodłem się na nich. To, że sam się na nich zawiodłem nie boli. Boli to, że zawiodłem moich Bliskich. To jest najtrudniejsze do zrozumienia. Do pogodzenia się z tym. Jedyne co mogę teraz napisać, to prośba o zrozumienie. Nie o wybaczenie, ale właśnie o zrozumienie. Wierzę w to, że mnie zrozumią. Wielką nadzieję pokładam w weekendowym wyjeździe na spotkanie alkoholików. Mogłem tam jechać sam. Ale zależało mi bardzo, aby pojechała tam ze mną moja żona. I pojedzie.

   Mam nadzieję, że uda mi się tam zabrać głos. Przemówić. Do innych alkoholików. A tak naprawdę będzie to przemowa do mojej żony. Obym wytrzymał. Nie rozkleił się. Bo tak w gruncie rzeczy, to jestem słaby. Słaby w tym co dla mnie najważniejsze.

   Kiedyś miałem poczucie mocy. Że słabość to nie mój problem. Wracałem sobie kiedyś do domu. Zaczepił mnie jakiś podchmielony facet z tekstem: fajkę daj. No ale ja byłem "mocny" w najgłupszym zrozumieniu tego słowa. I zamiast odejść, wdałem się z nim w dyskusję. Skończyło się na tym, że strasznie mu wpie*****łem. Sam wróciłem do domu zakrwawiony. I co zyskałem? Nic. Jedynie poczucie późniejsze, że było to głupie i chore z mojej strony. Ale gdy to się działo myślenie było inne. Pijane. Nie chcę już takiego myślenia. Nie chcę już takich sytuacji. Nie chcę już pić.

   Proszę Boga, jakkolwiek Go pojmuję, aby dał mi siłę. Wiarę. Wierzę, że to nadejdzie. Sam na to liczę i pragnę abyście Wy, którzy macie problemy z alkoholem, też zwrócili się do Siły Większej od nas samych. W Niej nadzieja. W niej wiara. Pomoże nam na pewno, jeśli tylko o taką pomoc poprosimy. Schowamy swą dumę, głupią nadzieję, że da się samemu z tego wyjść.

   Powodzenia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz