czwartek, 17 listopada 2011

Odliczanie


   Często słyszałem takie zdanie: nie piję już od iluś tam dni, tygodni, miesięcy. Zawsze mnie dziwiło, po co trzeźwiejący alkoholicy prowadzą takie statystyki. Rozumiem radość  z niepicia. Ale już nie do końca rozumiem cel odliczania trzeźwych dni. Odbieram to jako przejaw niepewności podjętej decyzji. Jeśli alkoholik przeszedł terapię, chodzi na mityngi, na pewno też nie jedno na temat swojej choroby przeczytał, stara się realizować program dwunastu kroków, to przecież wie czym mu grozi  wypicie alkoholu. I skoro podjął decyzję, wybrał trzeźwość, to musi być to decyzja na całe życie. Inaczej nie miałoby to żadnego sensu.

   Odliczanie dni miałoby jakieś uzasadnienie, gdyby ktoś postanowił nie pić przez najbliższe, powiedzmy, dwa lata. Wtedy ok. Ma przed sobą 730 dni trzeźwości. I gdy powie: nie piję już 400 dni, to nie wiem co go bardziej cieszy. Czy przeżyte w trzeźwości dni, czy perspektywa napicia się już za 330 dni. Obawiam się, że to drugie. Na zasadzie "centymetra" w wojsku. Gdyby do wojska szło się dawniej nie na dwa lata, ale na służbę do końca życia, to przecież "stare wojsko" nie kupowałoby centymetrów krawieckich do odcinania dni. Koniec. Jestem w wojsku do końca życia, nie ma odwrotu. To po kiego mam liczyć dni?

   Tak samo w przypadku alkoholu. Piłem. Zmarnowałem dotychczasowe życie. Straciłem co miałem do stracenia. Koniec. Teraz  postanowiłem nie pić. Nie ma odwrotu. To po kiego mam liczyć dni? No chyba, że jednak to postanowienie o trzeźwości do końca życia to były tylko słowa. I nie postanowiło tego serce, a jedynie jeszcze nie do końca wytrzeźwiały mózg złożył kolejną obietnicę. A co mu tam? Już tyle się ich po pijaku naskładał. Jedna mniej, jedna więcej, świat się nie zawali. A gdy się jednak zawali? Przynajmniej będę wiedział po ilu dokładnie dniach. I rozpocznę następne odliczanie...

   Każdy ma swoje metody. Co dla niego działa, nie musi działać dla innych. Kto chce niech liczy dni. A nawet godziny, będzie ich 24 razy więcej.

   Ja w każdym razie dni liczył nie będę. Będę liczył na siebie. I na tych, którzy zechcą mi pomóc gdy będzie ciężko.




4 komentarze:

  1. Liczenie na siebie w tej kwestii jest bardzo ryzykowne, Salien. Już lepiej liczyć dni :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też, dokładnie tego nie liczę(kiedy nie piję), ważne jest przecież postanowienie: Dziś nie piję. I wszystko. To z tych "dzisi" składa się trzeźwość na lata albo do końca życia:) JM

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Nie licze dni. Ostatnio liczylam ,kiedy chcialam komus powiedziec jak dlugo jestem trzezwa. Ale czasem dobrze pomyslec: nie pije iles tam czasu, i przeanalizowac to,co sie zmienilo przez ten czas. Tak mysle...
    Agnieszka13

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczenie dni jest przydatne na początku abstynencji, kiedy to o porze w której zazwyczaj się piło pojawia się niepokój, ja chciałem wiedzieć kiedy ten niepokój się skończy bo przeczytałem gdzieś że trwa on od 4 do 8tyg. U mnie skończył się po 6tyg. Liczenie pomaga, bo wie się że to już tylko tygodni i będzie on zniknie.

    OdpowiedzUsuń