niedziela, 20 listopada 2011

Koncentracja


   Koncentrować można się świadomie na czymś. Na czynności, którą aktualnie wykonujemy. To jest fajne, bo wtedy jesteśmy tylko my i ta czynność. Nie ma świata poza tym. Mieliście tak kiedyś? Wtedy była kwintesencja życia. Wtedy była uważność. Wtedy byliście naprawdę. Można koncentrować się też na tym, co ma być za chwilę. Uczą się tego zawodowi sportowcy. Wyłączają się. Wizualizują. To wszystko jest do wyuczenia. Wytrenowania. Ale jest też koncentracja inna. Nie wiem jak działa. Nie wiem na czym polega. Sami ją programujemy nie wiedząc nawet o tym. Ale mózg doskonale wie o co  chodzi. I działa dokładnie tak, aby nas zadowolić. Pomaga nam. Dlaczego o tym piszę? A dlatego, że zdarzyło mi się coś takiego już chyba z pierdylion razy i dlatego nie może być to przypadkiem. Przesadzam? Nie sądzę.

   Gdy byłem już zdecydowany na zakup nowego samochodu (było to trochę lat wcześniej, teraz nie stać mnie na dobry rower :)) ), to gdy jechałem przez miasto, sam nie wiem jakim cudem nagle widziałem dużo samochodów tej właśnie, wybranej przeze mnie marki, tego modelu. Wcześniej nie zwracałem na nie uwagi. Gdy miałem w planach kupić inny motor (były takie czasy...ech...) to dziwnym trafem jak spod ziemi wyrastały Suzuki Bandit. A jeśli czytają to kobiety, to przypomnijcie sobie: gdy byłyście w ciąży...to czy przypadkiem nie zauważałyście nagle więcej kobiet w ciąży na ulicy? Ciąża to przykład dosadny. Może nim być podobny fason ciucha, torebki, fryzury. To zawsze działa.

    Dzisiaj przeczytałem w necie takie zdanie: "Nie zapomnę artykułu, w którym było napisane o kimś: skończył jak większość alkoholików, zapił się na śmierć..."
Kiedyś tam, nie zwróciłbym na takie zdanie uwagi. A teraz dało mi bardzo wiele do myślenia. Ja tylko je przeczytałem. Ale to mózg podświadomie odpalił mi światełko z napisem: ważne! Podświadoma koncentracja na tym co ważne. Co ważne dla alkoholika. Samoobrona mózgu. Bo gdy ja się zapiję, to i mózg tego nie przeżyje. Niesamowite jak to wszystko działa.

   Abstrahując teraz od powodów, dla których to zdanie tak mnie poruszyło, chcę napisać coś o jego treści. Otóż absolutnie się z nią nie zgadzam. Ja nie prowadziłem badań, jaki procent alkoholików zapija się na śmierć. Wierzę jednak w to co powiedział kiedyś prof. Osiatyński. Powiedział, że tylko ok. 3-5 % alkoholików kończy na ulicy, w brudzie, smrodzie i ubóstwie. To prawda. Ale właśnie przez te kilka procent powstał społeczny "wzorzec" alkoholika. A dlaczego tak mało zapija się na śmierć? Otóż dlatego, że pozostali nie dożyją momentu zapicia się na śmierć. Bo wcześniej zejdą na zawał serca, na wylew, zginą w wypadku, zabiją się sami. Wtedy nikt tego nie wiąże z alkoholem. A za całokształt robią ci nieszczęśnicy z ulicy.

   Byłem na detoksie z leków. Byłem na siedmiotygodniowej terapii w Rozwadowie. Teraz jestem trzeźwy. Ten blog też, w jakimś podświadomym sensie, jest formą terapii. A wszystko po to, aby nie dołączyć do tych 3-5 %. Nie jest czasami łatwo. Ale nikt nie obiecywał, że będzie. Łatwym wydawało się wszystko po wypiciu. Nie chcę już tej pijanej łatwości. Po stokroć wolę trzeźwą trudność. Czego i Wam życzę.


3 komentarze:

  1. Piękny blog, piękne teksty. Nie wszystkie komentuję aby nie zrobić to swojego śmietnika ale przeczytałem od dechy do dechy. Ten tekst zainteresował mnie o tyle, że nie wiedziałem wcześniej, ze tylko 3 do 5% alkoholików kończy na ulicy i robi zły "piar" tym "lepszym". Patrzę na siebie i im więcej piję tym więcej dbam o higienę osobistą (a właściwie bardziej się staram), tak aby przykryć zmęczoną alkoholem twarz i oczy. Codziennie jestem wykąpany od rana, nienagannie ubrany w czyste ciuchy ostrzyżony i psiknięty dobrymi perfumami a mimo to jestem alkoholikiem. Poruszam się nowym samochodem, mam modne okulary na nosie a mimo to jestem alkoholikiem. Mimo to, w zaciszu domowym, wlewając w siebie hektolitry alkoholu wydalam je z siebie wszystkimi otworami na wszelkie sposoby. Mam niepojmowalne, piekące bóle wątroby i przełyku, przekoszmarne stany psychiczne ale jestem schludny i zadbany. Dlatego myślę, że zanim dołączę do tych 3-5% alkoholików z ulicy wcześniej umrę na niewydolność mięśnia sercowego, nie alkohol będzie przyczyną mego odejścia (w karcie zgonu) a właśnie niewydolność krążeniowa. Zabijam (zapijam się) na własne życzenie w majestacie porządnego wyglądu, eleganckich butów, nienagannych ciuchów i nowego samochodu...jestem alkoholikiem. JM

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj JM. Piszę tego bloga dla siebie. Wahałem się, czy w ogóle go zaczynać. Kogo to poza mną może obchodzić? Ale dzięki takim komentarzom wiem, że warto było. Może ta moja pisanina przynajmniej da komuś do myślenia, odpali jakieś światełko, że można inaczej.
    Pozdrawiam,
    salien.
    Ps. Napisz do mnie na priv. Wierzę w Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Malo, ze warto zaczynac... Nie warto konczyc!
    Temat jak rzeka, wiele istnien moze w przyszlosci sie radowac zamiast zmywac tatka zygowiny, dzieki Twojej tu pracy...


    Macio/Mietek

    OdpowiedzUsuń