niedziela, 11 grudnia 2011

Runda to nie cała walka

   Pomyślałem sobie teraz o jednym z mityngów AA. Głównym tematem  na nim były Święta. Refleksje nad minionymi i wyobrażenia jak będą wyglądały nadchodzące. Wiele wypowiedzi. Wiele przykrych i bolesnych wspomnień. Nie mam na myśli teraz swoich. Może kiedyś o nich napiszę. Ale jedno w tych wszystkich usłyszanych, tragicznych przeżyciach przebijało się na pierwszy plan. Radość.

  Dziwne, co nie? Radość? Tak. Właśnie radość. Niewypowiedziana radość z nadchodzących trzeźwych Świąt. Każdy kto się wypowiadał był smutny gdy wracał do przeszłości. Opowiadał o niej i przeżywał ją kolejny raz.  Ale gdy przechodził do właśnie zbliżających się Świąt ton głosu się zmieniał. Oczy się rozpalały. I nie ważne było, czy stół będzie zastawiony bogato. Czy choinka będzie miała trzy metry, czy dwadzieścia centymetrów. I czy pod nią będą prezenty za dziesięć tysięcy, czy za dziesięć złotych. To nie miało znaczenia. Znaczenie miało jedno: to będą trzeźwe Święta!

  W całym tym badziewiu, jakie zafundowaliśmy sobie sami pijąc, dostaliśmy także szansę na radość. Ta radość przyjdzie do nas, gdy będziemy trzeźwi. I nie zrozumie jej nikt poza nami. To taka mała nagroda za wygranie rundy. Tak, właśnie rundy. Cieszy, ale to nie koniec walki. Bo nasz pojedynek nie jest zakontraktowany na dwanaście rund. Fajnie byłoby raz znokautować butelkę i zapomnieć. Niestety. Tą walkę zakontraktowaliśmy na całe życie.


6 komentarzy:

  1. Tu przypominają mi się wszystkie "choinkowe sceny" z filmu Koterskiego "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" i muszę przyznać, że i tu los się ze mną obszedł łaskawie. Zawsze te święta wypadały w okresie mojego niepicia, wszystkie je dokładnie pamiętam, przez to, że nie było na nich alkoholu(tzn.był ale ja z niego nie korzystałem), były na tyle długie że zawsze przeżyłem je w pełni. Miałem siłę na pasterkę i powrót piechotą do domu wraz z rodziną w rześką noc.Tak było, ale teraz wciąż jestem w ciągu, niby mam kilkudniowe przerwy ale te i tak się nie liczą. Czy wytrwam i stanę na nogi w te święta, tak aby je pamiętać jak wszystkie poprzednie? Czy urżnę się tuż po kolacji wigilijnej? Nie wiem, będę się starał spędzić je tak jak zwykle, na trzeźwo, czy dam radę? Zobaczymy.JM

    OdpowiedzUsuń
  2. Po napisaniu powyższego komentarza przejrzałem na szybko "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" i uderzyła, właściwie ścięła mnie z nóg, kolejna refleksja. W filmie i mały Adam Miałczyński i mały syn jego, bali się wracać do domu. Wiadomo dlaczego -pijany ojciec. U mnie jest tak, że to ja zawsze zawożę i odbieram dzieci ze szkoły. Zawsze...kiedy nie piję. Kiedy piję, odbiera je żona lub jej siostra. Często rano, jak byłem pijany jeszcze z wczoraj słyszałem niemal błagalne pytania moich dzieci, dlaczego tata ich nie zawiezie i kto je odbierze ze szkoły. Do dziś, do przed chwili, myślałem, że one mnie tak kochają, że chcą abym je odbierał...nie, teraz już wiem, one się boją wracać do domu, bo wiedzą, że jak odbiera je mama lub ciocia to znaczy, że tata znów pije .JM

    OdpowiedzUsuń
  3. Rodzina pamięta te dobre,trzeźwe okresy życia tylko "ogólnie",a te złe,przerażająco szczegółowo.
    Niestety jakoś tak jest...

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak już w życiu bywa, że złe dni, złe wydarzenia, złe słowa, zapamiętuje się na zawsze mimo, że obiecuje się sobie i światu, że pójdą w zapomnienie i może bardzo chciałoby się o nich zapomnieć. Nie da się zapomnieć! Dobre dni również pamięta się, szczególnie wtedy jeżeli ich przemijanie było cenne dla odbiorcy. Ale nawet najlepsze, najpiękniej spędzone dni i chwile nie potrafię zasłonić tych złych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety nie ma mowy o głębokim uczuciu, wielkiej miłości z osobą, z którą przeszło się mroczne dni. W takim związku można się jedynie tolerować, nic po za tym. Nic nie może zakryć mrocznych dni. Może w podświadomości myślimy, że to możliwe, bardzo tego pragniemy, ale rzeczywistość jest inna. Nasze myśli nieustannie krążą wokół tematu tabu, o którym tak bardzo chcielibyśmy zapomnieć. Jedynie wtedy jest to możliwe gdy nas już nie będzie. Zaginą na zawsze. Razem z nami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Można to porównać do sytuacji, gdzie kochająca osoba w jeden dzień wyjmuje pistolet i strzela w drugą osobę. Druga osoba krwawi. Osoba, która strzelała przeprasza, wyraża skruchę. Po długich i ciężkich cierpieniach w szpitalu postrzelona osoba wraca do zdrowia, do tego samego domu, z tą samą osobą. W związku dwojga ludzi już nigdy nie będzie mocnego uczucia. Ponieważ uczucie zostało przestrzelone. I tego nie da się zmienić. Blizna po kuli pozostaje na zawsze.

    OdpowiedzUsuń