poniedziałek, 19 grudnia 2011

Alkoholicy to szczęśliwcy

   Ilu alkoholików tyle historii. Każda jest inna, tak jak inny i niepowtarzalny jest każdy człowiek. Są jednak pewne mechanizmy, schematy zachowań, podobne, a często wręcz identyczne  dla większości przypadków. Rozbudowany system iluzji i zaprzeczeń, nałogowe regulowanie uczuć. Działają w każdym przypadku tak samo. I jednych szybciej, innych wolniej, ale wszystkich ściągają na dno. Jednak  nie ważne jak bardzo byłoby to dno głębokie, zawsze zostaje alkoholikowi coś, czego nikt mu nie odbierze. Wolność wyboru.

   Zawsze może wybrać. Czy napije się kolejny raz, czy zrobi kolejny krok ku przepaści. A może w końcu podejmie wewnętrzną decyzję, że jednak woli żyć. Bo ta decyzja musi być podjęta właśnie w całkowitym, totalnym wnętrzu. Owszem, wpłynie ona na całe otoczenie alkoholika. Na jego najbliższych przede wszystkim. Ale nie może być to decyzja podjęta "dla kogoś". Ten ktoś skorzysta na niej, nie ma innej możliwości. I bardzo dobrze, tak ma być. Ale dla swego bezpieczeństwa alkoholik musi tą decyzje podjąć dla siebie. Gdy zrobi to właśnie dla siebie, wówczas będzie miał motywację do końca życia. Co się bowiem stanie, gdy alkoholiczka przestanie pić dla męża, dla ratowania małżeństwa, a po kilku latach mąż ją zostawi? Trzeźwą. Nie trudno przewidzieć.

   Motywacja motywacją. Powody powodami. Ale najważniejsze, że można wybrać. Pić albo żyć. Co wybierzemy, to już nasza sprawa. Ale to my zdecydujemy. Byłem kilka razy w hospicjum. Widziałem wielu przebywających tam pacjentów. I wierzcie mi: ABSOLUTNIE KAŻDY z nich zamieniłby się z każdym z nas. Bo dla nich jesteśmy szczęśliwcami. Tak. Wyobraźcie sobie jeden z drugim: jesteście szczęśliwcami! Bo  możecie wybrać...


10 komentarzy:

  1. Masz rację, możecie wybrać... Jednak co wtedy, gdy alkoholik nie chce wybrać życia, miłości i szczęścia tylko woli alkohol? Może jeszcze nie osiągnął tego swojego 'dna'... ale ja już nie miałam sił, by na to czekać i zerwałam z alkoholikiem. Zakończyłam toksyczny związek kilka dni przed Twoim pierwszym postem na tym blogu. Przeczytałam wszystkie wpisy od początku, aż do tego. Wczoraj trafiłam na tego bloga i myślę, że będę tu zaglądała...
    Mojemu alkoholikowi pomóc nie zdołałam, nie potrafiłam i w gruncie rzeczy on nie chciał tej pomocy... ale chciałabym zrozumieć... zrozumieć dlaczego woli w tym tkwić niż coś zrobić ze swoim życiem... dlaczego mnie ranił (i to nieraz celowo)... i dlaczego za moją miłość, szczerość i wierność "odwdzięczał" mi się kłamstwami, brakiem szacunku, a nawet wyzwiskami, bo i do tego doszło. Nie miał do tego powodów, a i ja nie reagowałam na to tym samym, bo nawet nie przeklinam i z natury jestem spokojna.
    Dlaczego potrafił sprawić, że to ja się nieraz czułam jak śmieć i nic nie warta, podczas gdy ode mnie dostawał dokładnie odwrotne 'sygnały'. Ciągle mówiłam mu jak wiele jest dla mnie wart, zapewniałam, że go kocham, szanowałam go... a on mnie nie. Mówił, że kocha, ale to tylko słowa; dla mnie ważniejsze są czyny, a one temu przeczyły:(
    Nie wytrzymałam dłużej... nawet nie tyle samego jego picia, co takiego traktowania mnie. Sama jestem DDA i wiem, że to samo przechodziła moja mama w piekle 15 lat małżeństwa z alkoholikiem. A ja, z pewną wiedzą (sporo czytam na temat alkoholizmu) i doświadczeniami, które pamiętam z dzieciństwa - po prostu nie mogę wpakować się w to samo i taki sam los zafundować swoim przyszłym dzieciom, bo to się niestety odbija 'rykoszetem' nawet w dorosłym życiu... wiem, bo to odczuwam do dziś (poczucie własnej wartości, a raczej jego brak, relacje międzyludzkie itd.)
    Wiem i rozumiem, że to choroba, że to silniejsze od niego, ale zastanawiam się czy w przypadku mojego alkoholika kiedyś nastąpi to psychiczne 'otrzeźwienie', świadomość i zrozumienie w jakim jest stanie oraz podjęcie jakichś kroków, żeby to zmienić, bo na obecnym etapie i trybie jego życia, to prawdopodobnie skończy się śmiercią... oczywiście nie "z przepicia", ależ skąd... z "niewydolności krążeniowo-oddechowej", na skutek wypadku drogowego, albo samobójstwa (bo stany depresyjne też ma)...
    Jedyne, czego nie ma to... problemu z alkoholem... ale to tylko jego zdanie i bardzo bym chciała, żeby je w końcu kiedyś zmienił.
    Ania_A

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu_A bardzo dobrze zrobiłaś opuszczając go i nie pakując się w to bagno, nie tworzyliście jeszcze rodziny, nie mieliście dzieci, więc sprawy były jakby prostsze, decyzja o odejściu była prostsza. To co opisałaś to typowy, wręcz podręcznikowy opis choroby alkoholowej partnera. Ja, dopóki nie przyznałem się przed samym sobą do swojego alkoholizmu, też dokładnie tak samo traktowałem swoją żonę. Na szczęście w porę się ocknąłem, cały czas walczę ze sobą o nie picie, ale nawet w tych ciągach alkoholowych, teraz kiedy już wiem co się ze mną dzieje, staram się nie ranić żony, schodzę jej z oczu i nie wdaję się w żadne pijane dyskusje, nie wiele, a jednak ona ma święty spokój. To jest ta "drobna" różnica pomiędzy przyznaniem się do swojego alkoholowego problemu a brnięciem dalej w zaparte, że nic takiego złego się z nami nie dzieje, każdy następny krok jest już łatwiejszy, terapia, spotkania AA etc. Ale Ty póki jeszcze nie łączyły Cię z nim więzy rodzinne dobrze, że odeszłaś, szkoda Twojego życia na użeranie się z alkoholikiem, u mnie sytuacja była nieco inna, mi mój alkoholizm przytrafił się jak już były dzieci, dom, rodzina tu było co ratować i dbać o to aby dzieci wychowywały się w pełnej szczęśliwej rodzinie, gdybym tego nie miał nie chciałbym obarczać nikogo bagażem mojego alkoholizmu.Teraz nie piję i jest mi z tym bardzo dobrze.JM

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, podjęłaś bardzo słuszną decyzję. Życie zbyt krótkie jest aby go marnować z alkoholikiem. Czasem nie potrafią docenić kompletnie nic, uszanować, okłamują wiecznie, perfidnie. A zamiast ocknąć się w porę to brną w bagno coraz bardziej. Aż osiągną dno. Ty, na swoje szczęście, nie dopuściłaś do tego, aby i Ciebie ściągnął na dno. Trudno przeżyć emocjonalnie rozstanie, ale po jakimś czasie przejdą rozterki. Spotkasz wartościowego mężczyznę, który Ciebie pokocha z wzajemnością. JS

    OdpowiedzUsuń
  4. Życie z alkoholikiem to przepaść. To życie bez przyszłości. Na alkoholika nigdy nie można liczyć. Potrafi obiecywać wiele, ale to tylko puste słowa. Potrafi za to zadawać głębokie rany na całe życie. JS

    OdpowiedzUsuń
  5. Alkoholicy są warci sami siebie. W związku z niealkoholikiem zatruwają i niszczą życie drugiej osoby. Dla alkoholika, niealkoholik to istota z innej masy, która według niego nie rozumie jego i jego problemu. Jaki więc ma sens związek alkoholika z niealkoholikiem? Żaden! Alkoholicy dajcie spokój zdrowym ludziom.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój AA nie pije od czterech lat ale dalej zatruwa mnie i dzieciom życie.Stosuje dwa kroki do połowy-1 i 12.Zapomniał co to rodzina,zajmuje się tylko i wyłącznie wyciąganiem kolejnych alkoholików z dna. I to nie posłannictwem na terapii czy mityngu ale poza nimi.Przebywa z pewnym alko po 15 godzin dziennie.Gdzie czas na zadośćuczynienie najbliższym?!Ja mam dość

    OdpowiedzUsuń
  7. To święta prawda. "Czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci". Niejednokrotnie nic nie pomaga, aby zmienić psychikę alkoholika. Jeżeli nawet byłaby zmiana to na jak długo? Taki stan powoduje życie w niestannej niepewności, obawie, na co wiele ludzi nie ma ochoty, a jeżeli czasem się godzą na to, to powodem często jest beznadziejna sytuacja bez wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czesc,
    postaram sie napisac ostroznie, by byc dobrze zrozumianym.

    Uwazam, ze kazdego los jest w jego rekach. Milosc to milosc. To dawanie, dzielenie sie, obdarowywanie, chec szczescia na skutek rozwoju osobnika Nie mozna dac, gdy sie nie ma. Milosc nie oczekuje niczego w zamian. Dawanie gdy sie nie ma to tylko piekna idea.

    Spolecznosc mowi Kocham, mysli wewnatrz chce dostac, potrzebuje.

    Jak mozecie Kochac i zyc z alkoholikiem? Nie wyobrazam sobie tego.. Jesli nawet znajdzie sie prawdziwy milosierny samarytanin, to zapewne w milosci swej alkoholika opusci, bo tylko wtedy, moim zdaniem, moze on dotrzec do swego dna a potem i jesli - wnetrza.

    Gorzej, gdy wychodzi na jaw zaleznosc partnera od alkoholika, rozczarowania, pokladane nadzieje, kredyty, dom, sluby... Luksus luksusem, ale milosci w to prosze nie mieszac ;)

    Czasami nawet osoba wspoluzalezniona przyczynila sie do alkoholizmu parnera. Jesli sie juz musi, to sadzic ostroznie, najlepiej nie sadzic, tylko kierowac swoim zyciem i byc niezaleznym, mocnym, Kochac.

    Jesli chodzi o sprawy najtrudniejsze - dzieci. Rodzic niepijacy powinien zrobic moim zdaniem wszystko co w jego mocy, by odseparowac sie i dzieci od chorego. Prewencja antyzakazeniowa!

    Wszyscy wiemy, jak to kolo sie toczy i kto i po co je podkreca...

    Proponuje nie bagatelizowac sprawy i poczytac o wspoluzaleznieniu osob przebywajacych z alkoholikiem, a przede wszystkim partnerow.

    Schemat jest ciagle ten sam. Mlodzi zaczynaja do siebie lgnac, system podrzuca im w telewizorku pomysly, jak z udzialem kasy sie uwidocznic w swiecie (auto, willa, prestiz), plocie wchodza jak w maslo. Stare niezaspokojone nigdy ciemne mamuski tylko podsycaja swe coreczki, wpajajac, by nie zmarnowaly sobie zycia i wziely sobie bogatego... No wiec biedni graja bogatych. Brzydkie graja piekne. Chlopaki zasuwaja 4 lata w fabryce na auto, bo cos "znaczyc". Kiedy sa juz dzieci i prawdziwe zycie, prawda wychodzi na jaw. Nikt nie Kocha. On chce seksu, ona poczucia zludnego bezpieczenstwa w niebezpiecznym swiecie. Czesto jest to poczatkiem dramatu... Alkohol jest jedym z ucieczek, ale jest wiele innych. Warto zauwazyc, ze nie alkohol jest problemem, a chec ucieczki z raju na skutek oblezonego marami/zludzeniami umyslu. Co smieszne, gdy juz sobie owe "bezpieczenstwo" nawet wypracuja latami, to nadchodzi wielki wrog - nuda. Zycie jest nietrwale, krotkie po co sie tak szarpac? Uwazajcie, czego sie uczycie...

    Mattias

    Ekhart Tolle.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,

    Rozstałam się z alkoholikiem po 5ciu latach.Nie mieszkaliśmy razem ale przebywaliśmy ze sobą prawie codziennie.Niestety on często pił,zawsze sam.Ukrywał się z tym,próbował swoich sił w ukryciu,nie mógł się pogodzić,że nie potrafi pić "a po ok.3 miesiącach swoich prób,wpadał w ciąg alkoh. trwający 3 tyg. W czasie naszej znajomości był 16 razy w szpitalu na detoksie.Wracał po szpitalu skruszony,przepraszał,obiecywał itp Ja widziałam wtedy w nim dobrego ciepłego,czułego człowieka,takiego o jakim marzyłam,chciałam żeby ten czas trwał wiecznie.Następne miesiące były różne,a ja z czasem nie poznawałam sama siebie.Newry,stres ,wykańczały mnie,było mi bardzo ciężko nie potrafiłam żyć jak inni ludzie i cieszyć się życiem,bałąm się co będzie jutro?On chodził na mittingi ,terapie indywidualną,nic nie dało.Po ostatnim ciągu alkoholowym ,powiedziałam "dość" kiedy był jeszcze na detoksie,przerosło mnie to wszystko,byłam bezsilna.Chciałam żeby po wyjściu ze szpitala wziął się za siebie, dla siebie i nie obarczał mnie i innych,że to przez nich pije.Chciałam,żeby miał czas zrozumieć,że musi dużo pracować nad sobą itp.Jednak on na detoksie poznał sobie kobietę z tym samym problemem,która zamieszkała z nim....Co myślicie o tym związku,co ja zrobiłam źle,proszę pomóżcie mi :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w identycznej sytuacji, przeżywam to samo. Dlaczego nie potrafiłam mu pomóc, co robiłam źle? Mnóstwo pytań. Tak się starałam. Co w tych terapiach jest nie tak? Mój alkoholik potrafił godzinami mówić o uzależnieniu i zdrowieniu, o mitingach. Teoretycznie był bardzo dobrze przygotowany. W praktyce zupełnie mu nie wychodziło. Czułam się oszukana i bezsilna. Poddałam się, odeszłam. Znalazł następną ofiarę, bratnią duszę, silne ramię. Nie pije od roku. Może źle zrobiłam, że odeszłam? Może warto było poczekać? Może będę żałować?

      Usuń