sobota, 4 lutego 2012

Pogoda ducha

   Byłem dzisiaj rano na grupie AA. Ciekawy temat się pojawił. Była mowa o Sile Wyższej. Dla kogoś może być nią Bóg. To prywatna sprawa każdego. Odnosząc to do siebie, zdałem sobie sprawę jaki błąd popełniałem dawniej. Bo nie było u mnie tak, że ja odwróciłem się od Boga, że przestałem wierzyć. Często prosiłem Go o różne rzeczy. O pomoc. Wówczas jednak nie docierało do mnie to, że On mi tej pomocy stara się udzielić, daje mi znaki. Tylko, że ja nie potrafiłem ich odczytać i z nich skorzystać.

   Byłem jak ten facet ze znanej historyjki. Jest wielka powódź, on wyszedł na dach swojego domu i prosi Boga o ratunek. Podpływają do niego pontonem, ale on nie wsiada. Bo wierzy, że Bóg go uratuje. Podpływają strażacy amfibią, a on dalej czeka i wzywa Boga. W końcu nadlatuje helikopter, a on dalej liczy na cud i wierzy, że Bóg mu pomoże. W końcu woda wzbiera jeszcze bardziej i facet się topi. Staje u bram nieba. Z wyrzutami dlaczego Bóg go nie uratował. A Bóg mu na to: podesłałem ci ponton, amfibię, nawet helikopter. Co więcej mogłem zrobić?

   Byłem taki sam. Miałem różne okazje. Sytuacje, rozmowy. Jednak nie potrafiłem w nich odnaleźć wciągniętej do mnie ręki Boga. Nie potrafiłem, bo tkwiłem w swoim pijanym myśleniu, że ma się stać jakiś cud. Nie dostrzegałem tego, że dostawałem szanse. Teraz widzę to inaczej. Gdy kilka tygodni temu dostałem ulotkę o warsztatach dla alkoholików, mogłem postąpić jak dawniej. Przeglądnąć ją i odłożyć, wciąż czekając na jakiś widoczny znak od mojej Siły Wyższej. A tymczasem to właśnie ta ulotka była tym znakiem, wyciągnięciem do mnie pomocnej dłoni. I pojechałem na te warsztaty. Co mnie tam spotkało opisałem w poprzednich postach. Teraz jestem wdzięczny za ten znak. Za to, że dane mi było go właściwie odczytać i skorzystać z niego.

   Teraz jestem w trudnej sytuacji. Praca, długi i inne problemy. Dawniej pewno prosiłbym Boga jak dziecko prosi Św. Mikołaja o prezenty. Chciałbym aby przyśniły mi się numery lotto, albo może jeszcze lepiej, żeby sfrunał do mnie anioł z walizką pieniędzy. Bo mi jest źle, bo mi dzieje się krzywda, węc niech mi pomoże. Niech rozwiąże moje problemy. Przecież jest wszechmocny.

   Wierzę w to, że mi pomoże. Już mi pomaga. Ale to ja muszę działać, pracować nad sobą. Krok po kroku naprawiać to co zepsułem. Na każdym mityngu AA mówimy "modlitwę o pogodę ducha". Kiedyś była to dla mnie jakaś tam regułka. Dopiero teraz zaczynam rozumieć jej głęboką mądrość. Nie proszę już Boga o cuda. Proszę jedynie, abym umiał postępować zgodnie ze słowami tej modlitwy. Aby dał mi do tego siłę. Niczego więcej nie oczekuję. To wystarczy.

   Człowiek uczy się przez całe życie. Ja uczę się życia na nowo. Moimi nauczycielami są teraz zdarzenia. To co dawniej brałem za zbiegi okoliczności, za przypadki. A przede wszystkim nauczycielami są inni ludzie. Mam tu na myśli zwłaszcza ludzi z gup AA. Innych trzeźwiejących alkoholików. Bo prawdą jest, że gdy uczeń jest gotowy, to nauczyciel się pojawia. Ostatnio moim "nauczycielem" okazał się trzeźwiejący alkoholik ze Śląska. Rozmawiałem z nim, piszemy do siebie maile. On też pisze swojego bloga (zajrzyjcie na zakładkę "warto kliknąć", jest tam do niego link), pisze na forach alkoholowych, gdzie ja tez czasami zaglądam. I kiedyś pomyślałem sobie, że fajnie byłoby go poznać. Miałem zamiar napisać do niego maila. Ale poznałem go w inny sposób. To też dla mnie znak, że Bóg podsuwa mi rozwiązania. Tylko kwestią pozostaje co ja z nimi zrobię.

   Postanowiłem zacząć pisać bloga. Coś mi mówiło, że to będzie dobre. Dla mnie i może inni skorzystają. Pojawiały się komentarze do postów. Czasami maile do mnie od Czytelników. Napisał do mnie kiedyś alkoholik z Niemiec. Mogłem mu nie odpisywać. Ale odpisałem. Pomogłem mu. Póżniej dzwonił do mnie kilka razy. Kiedyś w rozmowie zauważył, że jest ze mną nie najlepiej. Podał mi numer telefonu do swojego znajomego i powiedział, żebym zadzwonił. Że to fajny gość i potrafi człowieka "postawić do pionu". Mogłem sobie odpuścić ten telefon. Ale zadzwoniłem. I już po paru zdaniach okazało się, że jest to właśnie ten alkoholik ze Śląska, blogger, do którego chciałem kiedyś sam napisać. Za dużo tu zbiegów okoliczności, aby mógł być to przypadek. Na każdym etapie robiłem to, co w danym momencie uznawałem za właściwe i doprowadziło mnie to do tego, czego szukałem. Tak właśnie to działa. Robić jak najlepiej swoje i wierzyć, że zgodne to jest z wolą bożą. Proste. Aż zbyt proste się to wydaje.

   Ale żeby tą prostotę dostrzec i zrozumieć musiałem przejść przez piekło, znaleźć się na swoim dnie. I jestem za to wdzięczny. Tak widocznie miało być. A co z tego wyniknie dalej? Nie wiem. Niech się dzieje wola Twoja, a nie moja Panie.

   Znam tą modlitwę na pamięć. I zna ją pewno wielu z Was. Zaufajmy jej.

Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi,
abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości,
abym odróżniał jedno od drugiego.


  

2 komentarze:

  1. Mądrość przemawia przez słowa tej modlitwy.
    Niektóre z tych postów brzmią jak posty nawiedzonego. Wszystko dobre co człowiekowi potrafi pomóc i dodać siły. „Kiedy trwoga to do Boga”.

    OdpowiedzUsuń
  2. każda metoda leczenia jest dobra na tyle na ile jest skuteczna dla samego siebie. Niektórzy potrzebują pomocy specjalistów i leczenia farmakologicznego, a inni zrozumienia rozmowy z terapeuta i poukładania sobie paru spraw w głowie ;)

    OdpowiedzUsuń