niedziela, 12 lutego 2012

Nie poddam się

   Jestem dzisiaj z Córeczkami. Starsza przygotowuje obiad, młodsza ogląda sobie jakieś tam bajki. Są obok mnie. Ja jestem z nimi. To daje siłę. Daje wiarę. Jeszcze raz dzięki "anonimowemu". Ma rację. Kasa to nic. Raz się ją ma, raz nie. Ja miałem wielką, a teraz jestem pusty i z długami na dodatek. Ale naprawdę jego komentarz utwierdził mnie w tym, że najważniejsza jest rodzina. Wiem to, wiedziałem wcześniej. Ale jak napisze ktoś o tym samym, ktoś kto jest w podobnej sytuacji, to daje to kopa. Do życia. Do walki.

   Dzisiaj odeszła z tego świata Whitney. Miała wszystko. Miała miliony dolarów. Ale nie poradziła sobie sama ze sobą. Leczyła się w jakichś tam klinikach. Z tego co się domyślam, to były to kliniki wypasione do bólu. Nastawione na zysk, a nie na leczenie. Pewno było jej tam dobrze, miała dostęp do wszystkiego. Może właśnie dlatego, że było tam za dobrze, terapia nic jej nie dała. Mi terapia dała bardzo wiele. Byłem odcięty od świata. Zero telewizji. Zero netu. Zero komórek. Gdy dowiedziałem się jakie tam warunki obowiązują, to jechać nie chciałem. A później dziękowałem Bogu, że tam się znalazłem. Odcięcie od świata, praca (sprzątanie "rejonów"), wyciszenie. Rozmowy z terapeutami. Sprowadzały na glebę. Do bólu pokazywały jak sam siebie oszukiwałem dawniej. Zajebczo bolało. I tak miało być.

   Jeszcze raz dzięki za komentarze.


2 komentarze:

  1. Nawet, jeśli z różnych powodów rodzina nie jest nam do końca bliska, to staram się wierzyć, że tak jest.
    Wiara może i czyni cuda. Nie wierzę w cuda. A chęć życia dla kogoś daje mi siłę. Życie dla tych, którzy są obok.
    A Whitney? Hm... Nie może nie dosięgnęła dna? A może otaczała się nieodpowiednimi ludźmi? Tego nikt nie wie. Ona będzie już wiedziała, jeśli...

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam niesamowitą powieść Stiega Larssona "Millenium", część pierwsza.

    OdpowiedzUsuń